„Kobra” Katarzyna Wasilkowska

Właśnie rozpoczęły się wakacje, gdy Tomek dowiedział się, że ma spędzić miesiąc na wsi. Na wsi?- zapytał zdumiony. Tak, u babci- spokojnie odpowiedziała mama. Zawsze chciał mieć babcię, a najlepiej dziadka. Marzył o tym, ale gdy zapytał o to tatę, ten odpowiedział: „Niektórzy nie mają dziadków. Ty nie masz, kropka.” Mamy nawet nie pytał, nie było po co. Mama wychowała się w domu dziecka i wszystkie wspomnienie z dzieciństwa były dla niej jedną wielką raną. Nie rozmawiało się o tym. Po wypadku, w którym ojciec stracił życie a Tomek nogę, babcia złożyła im wizytę i zaprosiła wnuka do siebie. Wsiadł do pociągu bez entuzjazmu, spodziewając się najgorszego. Zostawił w Gdańsku mamę, młodszą siostrę, która wyposażyła go w sympatyczne bazgrołki na drogę, no i kolegów. Na Dworcu Centralnym w Warszawie czekała na niego babcia. Do Dębowego Borku jechali już razem starym, ciemnozielonym Tico. Babcia prowadziła ostrożnie. Nie lubiła miasta. Nie była pulchną rumianą staruszką. Wyglądała raczej jak stara Indianka. Była wysoka i koścista. Siwe, długie włosy zaczesane miała prosto do tyłu i spięte klamrą. Jej słowa były miękkie, a zdania twarde. Rozmowa nie kleiła się – jeszcze długo. Zamieszkał w pokoju pełnym książek, w myślach zastanawiał się, czy był to kiedyś pokój jego taty? Dalego później zdobył się na odwagę, aby zapytać na głos o tatę.

Tymczasem we wsi działy się bardzo dziwne rzeczy. Jakiś tajemniczy jeździec stał na straży prawości i moralności. Brał w obronę pokrzywdzonych i słabych. Przeciwstawiał się bogatym i dobrze umocowanym społecznie i politycznie drapieżcom. Babcia Tomka miała z nim coś wspólnego, ale co, dowiecie się sami gdy przeczytacie tę książkę.